czwartek, 14 grudnia 2017

skrzatowy debiut

witam,
zapewne u Was przygotowania świąteczne trwają w najlepsze.
U mnie tak jakoś po chińsku na razie z tymi świętami. Okna niepomyte, ozdoby w archaicznych ilościach, prezenty... wolę przemilczeć ten temat. Ogółem jeszcze słabo.
Jednak mogę Wam pokazać coś, co już wyprodukowałam i w większości ma już swoich nowych opiekunów. Anioły i skrzaty...
Anioły to temat dla mnie nie nowy, bo mimo, że może na blogu niewiele sie chwaliłam, to zrobiłam już ich sporo.
Natomiast skrzaty to odruch zupełny. Przez kilka grudniowych wieczorów oglądałam z córką chyba duński serial "Gwiazda betlejemska" - zorza polarna, choinka, no i poszukiwanie skrzatów. W filmie skrzaty się znalazły, u mnie też...





 Materiały i tasiemki na anioły przyjechały ze mną z podróży do Finlandii, Walii i Niemiec.  Fajnie mieć takie pamiątki z miejsc, które odwiedzamy.


 Co do włosów, to opracowałam własny system. Kiedyś może przygotuję mały tutorial "włosowy".






Jak Wam się podobają?
Pozdrawiam i mocno ściskam.papa

poniedziałek, 27 listopada 2017

Projekt 0 zł wystartował

witam,
nie bywałam  ostatnio wiem, ale niestety zmogła mnie kościowa dolegliwość. Niestety to trochę trwało i nie mogę powiedzieć, że się skończyło.  Jednak jak zwykle nie dałam za wygraną i w chwilach lepszej dyspozycji wymyślałam.
Postanowiłam zająć się wiatrołapem. W momencie kupna domu królowała tam "bałazeria" :-).
Potem nie podarowałam i musieliśmy przestawić ścianę o 10 cm dalej, bo szafa mogłaby się nie zmieścić. Tak naprawdę to planu na to pomieszczenie nie miałam bardzo długo. Natchnęło  mnie podczas przymusowego  leżakowania na zwolnieniu lekarskim.
Każda z nas ma mnóstwo dziwnych gratów, szmatek, farb, materiałow i innych głupot. W dodatku poczyniłam wiele zakupowych szaleństw rękodzielniczych i dzięki temu mam zapasy tkanin na następny rok.
Postanowiłam, że przy urządzaniu wiatrołapu nie wydam ani złotówki, ani jednej!!!
Pokaże Wam teraz jak zrobiłam razem ze śrubkowym specjalistą wieszak na ubrania.
Koszt- naturalnie 0 zł.


 Na początek muszę powiedzieć, że obok domu mam spore pomieszczenie gospodarcze, które kiedyś było warsztatem stolarskim poprzedniego właściciela. Naturalnie został on posprzątany i cenne drewno wyjechało jeszcze przed naszą przeprowadzką, ale zostało wiele skrawków i desek z remontu dachu i tarasu oraz pozostałości z "bałazerii" :-) Znalazłam dwie deski, ćwierćwałek, połaczyliśmy wkrętami i gwożdzikami. Potem trochę szlifowania i prawie gotowe.


Trochę szpachli, bo przecież nie była to idealna deska.


 Farba powstała z wymieszania  białej farby z pigmentem czarnym i brązowym.


Uchwyty były u nas w przedpokoju, wisiały na zabudowie schodów. Naturalnie zostawiłam je, bo może się przydadzą.... No i się przydały, najpierw pomalowałam je na czarno, potem ranty pociągnęłam świeczką, pomalowałam na biało i przetarłam papierem ściernym.


Oto nasz wieszak, myślę, że w sklepie  mógłby kosztować  ponad 100 zł. U mnie 0 zł. Nie chodzi o pieniądze naturalnie, ale o satysfakcję z tego, że sama...... no prawie sama, zrobiłam.


Ściana jeszcze niedokończona, wisi na razie tylko wianek kupiony dawno temu na graciarni oraz obraz autorstwa mojej żabulindy. Piękny, prawda?


  Zapomniałam dodać, że użyłam na koniec wosku pobielającego. Super sprawa, deska jest aksamitna  w dotyku, ale nie błyszczy się tak, jak lakier.


Moje kubeczki przywiezione z Finlandii przydały się.


Krzesło jest tu tymczasowo, ale już mam w garażu kolejne za 0 zł. Przybyło do mnie w komplecie z altanki działkowej moich rodziców, ale o ty nastepnym razem...


 No i jak Wam się podoba?  Zwłaszcza, że poniżej punkt odniesienia.  No i naturalnie to nie koniec,  następnym razem pokaże kolejny element wystroju mojego ganku.


  Jeszcze jedno, obiecałam Wam pokazać, w jaki sposób przechowuję pelargonie.
Już  trochę za późno, ale może przyda się w przyszłym roku.



Najpierw wykopałam  bez zbytniego otrzepywania ziemi z korzeni.


Potem włożyłam korzenie każdej do reklamówki i w miarę szczelnie zawiązałam.


 Na koniec powiesiłam "do-góry-nogami " w garażu, tam, gdzie nie jest zbyt ciepło. Tak powinny wisieć aż do początku lutego. Kiedy zaczną puszczać  blade, dzikie pędy, trzeba wszystkie gałązki ściąć na kilka cm od korzenia, wsadzić do doniczek i podlewać wodą z dobrym nawozem.  Jeśli wszystko pójdzie dobrze to wyrośnie na krzaku mnóstwo nowych szczepek, które będzie można poprzesadzać do kolejnych donic. Najlepiej przechowują się pelargonie, które mamy po kilka lat, ale z kupnymi krzaczkami też można spróbować.
Ja swoje przechowuję w ten sposób od wielu lat,  dzięki temu kwiaty  na wiosnę szaleją i rosną ogromne krzaki.



Ściskam mocno. Papa.

czwartek, 28 września 2017

zmiany na zewnętrz i nie tylko...

witam,
Jak tam samopoczucie przed weekendem? Postanowienia już sprecyzowane? Relaks czy sprzątanie?
Ja raczej to drugie. Może dlatego, że zaczynam się zastanawiać całkiem poważnie, w jaki sposób tak szybko obrosłam w te wszystkie ciuchy, skorupy i inne duperele? Też tak macie, a może już nie?
Postanowiłam się przeorganizować,  naczytałam sie książek i blogów o "mniej znaczy lepiej" i może z tak mocnym nastawieniem uda mi się ogarnąć ten chaos?
Motywacja na razie silna, bo wiem, że kolejnej przeprowadzki bym chyba nie przeżyła. W obecnej chwili patrzę na te wszystkie rzeczy i myślę sobie, o ile szyciej byłabym na finiszu spłacenia kredytu na dom, gdyby nie... no właśnie. Jak to się stało? Nie jestem impulsywnym zakupoholikiem, raczej chomikiem. CHOMIKIEM !!!... niestety.
Zbieranie gratów każda rękodzielniczka ma we krwi, wszystko się przyda, każda deseczka, półeczka, szmatka, szyszka, gałązka, stara poduszka, pasek, sprzączka, narzuta, nawet niemodna koszula, bo materiał ładny. Macie tak? No powiedzcie, że tak! Plis..
Co z tym zrobić? Czy to prawda, że minimalizm uszczęśliwia? Jeśli macie jakies przemyślenia to mówcie, bo od jutra zaczynam! Przynajmniej mam zamiar :-)
Myślę, że szybciej pozbędę sie ciuchów i torebek niż skrawków materiałów i pudełek z farbami. No, ale nie można od siebie zbyt wiele wymagać, zacznę od zadań realnych. Trzymajcie za mnie kciuki i za luzy w mojej szafie. :-)

Tak jak obiecałam, pokaże Wam dzisiaj wejście do domu.
Kiedyś było nieciekawie, nadal jeszcze brakuje ładnych schodów.  Jednak już dziś moge pochwalić się drzwiami.
Z kupnem drzwi zewnętrznych trzeba uzbroić się w cierpliwość i pieniądze niestety.
Wszystko zależy od tego,  jak długo mają nam służyć.  Można iść w stalowe, jednak tu jest duże ryzyko, że kupimy chińszczyznę. Albo robione w Polsce z elementami robionymi.... w Chinach. Jestem pewna, że i takie drzwi mogą być dobre jakościowo, ale ja jakoś nie byłam przekonana do metalowych i okleinowanych drzwi.  Trzydziestoletni dom nie pasuje mi do nowoczesnych wzorów, dlatego szukałam drzwi drewnianych.
Wybór? Ogromny!!!  Przedział cenowy? Raczej od 3000 w górę. Jednak tu też trzeba uważać i sprawdzać, co tak naprawdę jest w standardzie.  Co z zamkami, zawiasami, szybami, kolorem, lakierem i samą grubością oraz drewnem z jakiego mają być wykonane  drzwi.  Zamawiając dodawaliśmy poszczególne pozycje i ostatecznie wyszło całkiem sporo, w dodatku nie jest to produkt od ręki, czekaliśmy około 2 miesięcy.  Jednak warto było i zapłacić i czekać. Po roku użytkowania nie widzę żadnej różnicy, powierzchnia nie blaknie, nie wypacza się, nie ma też problemu z pękiem kluczy, bowiem system jednokluczowy super się sprawdza.
Zdecydowaliśmy się na firmę Erkado, drewno dębowe, grube, masywne, szyba antywłamaniowa z delikatnym wzorem zamiast wizjera :-)
Zresztą zobaczcie same...





Będąc w Finlandii bardzo spodobał mi się zwyczaj zapalania lampionu na zewnątrz, kiedy czekamy na gości. Staram się wprowadzać tą zasadę w swojej rodzinie.

  W donicy przycięta tujka. Na dole wsadziłam rokitnik przesypany białym kamykiem.



  Lampa działa na zasadzie fotokomórki. Czasy grzebania w torebce po ciemku i przyświecania sobie komórką mam już za sobą.



Kiedyś jednak tak fajnie nie było...


No i już. Napisałam się. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam.
Miłego weekendu życzę i do zobaczenia.
papa.

niedziela, 24 września 2017

Makeover przedpokoju


 Witam,
Czy tylko dla mnie tydzień mija tak szybko?  Wydaje mi się, że przecież przed chwilą siedziałam i pisałam posta, a tu znowu niedziela.
Tak jak obiecałam, mam zamiar pokazać Wam mój przedpokój.


 Czekał na zmiany prawie 1,5 roku. Zawsze były ważniejsze sprawy i wydatki na liście.
Być może dlatego każdy, kto nas odwiedzał na jego widok mówił coś w stylu " no jeszcze sobie zrobicie, jeszcze sobie wyremontujecie, no i będzie fajnie". Na poczatku ze względu na boazerię nazywaliśmy go pieszczotliwie Bursztynową Komnatą. Potem Dziuplą, a na koniec po prostu Norą. Wchodząc do domu zamykałąm oczy, sami zobaczcie, jak to wyglądało...




Przejście na górę poprzedni gospodarz zabudował, bo tam nie mieszkał i w ten sposób starał się zaoszczędzić na ogrzewaniu. Schody pokryte były trzema warstwami farby olejnej.
Na podłodze "gumoleon", balustrada w ogóle nie istniała.




Na suficie naturalnie kasetony w kolorze kupowym, no i gustowna lampa.


 Drzwi wychodzące do wiatrołapu, no same widzicie jak wyglądały. Jednak to jedna z niewielu rzeczy, które zostały, tylko przeszły lifting.

A to są schody po tygodniowym szlifowaniu przez mojego męża, potem podwójnym kryciu lakierobejcą jasny dąb, a na koniec potraktowaniu lakierem HartzLack. Mój wkład to pomalowanie podstopnic i balustrady biała farbą Beckers Universal. Wydaje mi sie, że wyszło fajnie.
Balustradę dorobił nam  stolarz.

  Wspomniane wczesniej drzwi pomalowałam na szaro (białym beckersem z dodatkiem pigmentu czarnego i brązowego).  Lampę zamieniliśmy na punktowe oświetlenie Philipsa, cena miła, bo około 30 zł sztuka. Podłoga z desek byłaby super, tymbardziej, że pod "gumoleonem" znajdowały się deski. Jednak były w tak słabym stanie, a czas już nas naglił, że zdecydowaliśmy się na panele.



  Ściankę pod schodami początkowo bardzo chciałam zastąpić deskami montowanymi w poprzek. Jednak cegiełka parma okazała się łatwiejsza i w zakupie i w kładzeniu. Dodatkowo pomalowaliśmy ją emulsją, zamiast impregnowania, no i zależało mi na tym,żeby  kolor ścianki był biały, a nie kremowy. Myślę, że dzięki temu doszło nam optycznie kilka cm.



Drzwi pokojowe i łazienkowe Verona  kupiliśmy z firmy Radex, były w stanie surowym. Pomalowałam je tą samą farbą, co schody.
 Brakuje jeszcze listwy pod ścianką, ale  lada dzień ma się pojawić. Chodniczek z Jyska.






 Wejście do piwnicy schowało się za białymi drzwiami.

Roletę uszyłam sama ... z resztek tak naprawdę. Kawałek batystu plus taśma rzep. 
Zamiast drogiego mechanizmu użyłam kawałka deseczki, takerem przyczepiłam rzep, potem kółeczka ze skrzynki z narzędziami  męża. Jedyne co musiałam kupić to wieszaki na zamocowanie rolety na oknie. Zapomniałam o fiszbinach, je też miałam już wcześniej, zamówiłam na allego, kiedy szyłam rolety do salonu i kuchni.
Kiedy niedawno byłam w jednym z hoteli w Kornwalii to system zawieszenia rolet był też zrobiony z deseczki. Byłam w szoku...


W związku z tym, że tkanina jest bardzo delikatna, chciałam zrobić z tyłu coś w zastępstwie typowych przelotek, ( dla mnie typowe przelotki to  nakładki do śrubek 5 mm kupione w sklepie narzędziowym), dlatego zrobiłam pentelki igłą i obrobiłam je ściegiem łańcuszkowym.



Zamiast sznurka użyłam kawałka białej włóczki, a do zamocowania sznurka na dole wykorzystałam haczyka na taśmie klejącej. Tak samo zrobiłam w kuchni z dużo cięższymi tkaninami i doskonale sobie radzi. Polecam, kiedy nie chcecie wiercić dziur wiartarką.



Teraz nie mam problemu z wchodzeniem do domu, śmiało otwieram oczy i ciągle nie moge uwierzyć, że z takiej nory można zrobić jasną i większą przestrzeń, chociaż nie wstawialiśmy ani dodatkowych okien, ani nie przestawialiśmy ścian.

,









Mam nadzieję, że spodobała sie Wam ta zmiana. Wiem, że teraz komentowanie nie jest chyba modne, ale ja lubię wiedzieć, kto do mnie zagląda, dlatego komentarze mile widziane.
Następnym razem pokaże Wam drzwi wejściowe i co się wokół zadziało.

Pozdrawiam, i życzę miłego wieczoru , papa.


niedziela, 17 września 2017

Babie lato?

Witajcie,
Jak minął Wam tydzień? Twórczo i beztrosko, czy pracowicie typu " nie-wiem-w-co-ręce-włożyć"?
Bardzo chciałabym od Was usłyszeć tą pierwszą odpowiedź, od siebie zreszta też :-)

Przez ostatnie kilka dni zastanawiałam się, czy mnie i moich znajomych dopadła depresja czy wypalenie. Jednak, kiedy wczoraj rano wstałam z wielkim powerem do pracy stwierdziłam, że odpowiedź jest prosta, ani depresja, ani wypalka, po prostu brak witaminy D! Wystaczyło 10 minut słońca i ciepełka, a siły wróciły. Na jak długo? Nie wiem.
Abym mogła zapamiętać na dłużej te chyba ostatnie dni lata, zrobiłam kilka zdjęć z mojego ogrodu.
W tym roku, kiedy tylko zrobiło się ciekawie na zewnątrz zrezygnowałam z firan. Tymbardziej, że na razie w pokoju przy tarasie znajduje się nasza sypialnia. Po co zasłaniać taki widok?


Od samych drzwi wita mnie hortensja, którą dostałam w marcu i do momentu przeprowadzki na taras miała tylko białe kwiaty, teraz ma cała gamę kolorów w jednym kwiatostanie.





Przy tarasie zakwitła hortensja phantom, powinna już zacząć odbarwiać się na różowo, ale jeszcze się zastanawia.


Wrzosy starają się prześcignąć lawendę, ale ta jeszcze się nie poddaje i ciągle pięknie kwitnie.  







Winorośl została po poprzednim właścicielu, choć nie była w rewelacyjnym stanie, dałam jej szansę, a ta postanowiła nam zaimponować  i zaowocowała. 




Berberys i rozchodnik przeszły barwami same siebie.




Z podróży do Malagi przywiozłam zawieszkę z masy perłowej.  Jej dźwięk mnie koi, mojego męża ODWROTNIE... dlatego wisi, kiedy  wiatr jest bardzo słaby.




 I jak na Was działają takie obrazki? Ładują baterie?  Moje bardzo. Mam nadzieję, że jeszcze doświadczymy pajeczego babiego lata. Życzę wam ładnej pogody na zewnątrz i pogody ducha wewnątrz.
W przyszłym poście pokażę Wam moje schody, które kiedyś wyglądały tak.

 Trzymajcie się ciepło. Papa.