Przeprosiny dla Was naturalnie, bo wyglada na to, że się ostatnio obijałam, twórczo- być może , w pracy niestety nie mogłam się obijać. Stąd mam w domu wiele, wiele, bardzo wiele rzeczy pozaczynanych, których ze zmęczenia nie mogłam skończyć. Leżą i czekają na przypływ energii.
Całe szczęście wczoraj odpoczęłam i zaczęło "mnie nosić". Po ósmej wyciągnęłam maszynę i miałam zamiar szyć okładki. Na segregator nawet wyszła w porządku, ale przy kalendarzyku chyba dostałam zaćmienia i uszyłam za małą okładkę, niestety. Niestety? Czy oby na pewno? Postanowiłam nie pozwolić na zmarnowanie materiału i coś tam doszyłam, podcięłam i wyszła mi... sama nie wiem, portfelik, kosmetyczka? Same zdecydujcie, czym to może być.
Wykorzystałam jak zwykle najlepszą tkaninę na świecie, czyli len, serwetki i decoupage, trochę podmalowałam białą farbką do tkanin, no i coś mi tam wyszło...
Zdjęcia...
Jeszcze tylko zaległości walentynkowe, bo tego dnia naturalnie nie miałam ani chwilki, żeby coś wkleić. ;-)
Za to miałam chwilkę, żeby wpaść do Obi i kupić siebie dwa super wiadereczka ...
Dotarłyście do końca?
Jakie plany na przyszły tydzień? Moje słabe, praca, praca i już wiem, że nadgodziny mnie czekają. Mam jednak nadzieję, że uda mi się skończyć skrzyneczki, które dzisiaj zaczęłam decoupażować.
Tymczasem ściskam ciepło i uciekam.
Papa.