jak minął weekend? U mnie bardzo miło w rodzinnym gronie. Wiem, że zaniedbuję blogowe życie, ale jeszcze chwilka, jeszcze momencik i już będę na upragnionym urlopie. Bardzo dużo sobie obiecuję po nim, tyle planów, marzeń, ciekawe, co z tego wszystkiego wyjdzie.
Tymczasem chciałabym pokazać wam obiecaną osłonę na kaloryfer.
Hm, nie było łatwo, trudno było znaleźć stolarza, który chciałby się bawić w takie "pierdułki".
W końcu znalazł się "szalony" i zrobił, co prawda, zaśpiewał sobie nieźle za to, ale jak się baba uprze... to nic ją nie powstrzyma. Malowaliśmy sami, żeby było taniej :-)
Przy zakładaniu niestety okazało się, że średnio piękne pokrętło się "nie schowało", cóż, wyszło, jak wyszło. Dziura jest, ale to przecież kolejny powód, żeby pomyśleć nad jakąś zawieszką, żeby ją zamaskować, prawda? Zresztą, czym jest mała dziura, kiedy w końcu zakryliśmy brzydki kaloryfer.
Same oceńcie, czy warto było się nachodzić i narobić...
Zasłonki kupiłam gotowe w Ikei, ale to były tylko dwa kawałki materiału na taśmie, trochę pogłówkowałam, skróciłam, ze skróconego kawałka doszyłam górę oraz podpięcie na boki, zakupiłam taśmę z kryształkami, obszyłam i gotowe.
Mojej żabie się podoba, a to najważniejsze.
Łóżko też przemalowaliśmy. Mam już nawet zakupione tkaniny na narzutę, ale jeszcze muszą poczekać na swoją kolej...
Podusia była moim pierwszym zetknęciem ze wzorami Tilda.
W zasłonkach podoba mi się motyw, nienachalny, ale widoczny...
Za oknem mój balkon.
Lubię listwy przysufitowe, tutaj rozjaśniły trochę kolor ścian.
Listwy przypodłogowe lubię też :-)
A to moje ulubione kwiatowe połączenie, białe róże, jaśmin i piwonie, uwielbiam...
Mam już przygotowane Candy, ale musze się zebrać i zrobić zdjęcia...
Teraz już znikam, ściskam, papa.