niedziela, 29 grudnia 2019

Skandynawskie domki na powitanie

Witajcie,
czy jeszcze ktoś u mnie bywa? Czy jest ktoś, kto sie na mnie nie gniewa?
Pewnego grudniowego poranka natchnęło mnie, czas już wrócić, przecież tylko moje bycie blogowe zamarło, ale tworzeniowe nie. Dlatego już pora.... 
Świeta, piękny czas, ale chyba czas  przygotowań jest jeszcze piękniejszy, te kilka tygodni grudniowych są najlepsze. Potem czas leci szybko i tak oto w osiem prezentów, dwa półmiski  ryby w galarecie, dziesięć pierogów i trzy kilo więcej  jestem teraz tu. 
Zapewne  już obejrzałyście dziesiątki blogów z historiami choinkowymi, dlatego ja ogranicze się do czegoś, co może stać do wiosny, no i naturalnie koszt- 0 zł, jak zwykle.
Być może któraś z Was pamięta, że jestem szczęśliwą posiadaczką byłej stolarni z kilkuletnim zapasem ścinek drewna i piłą w środku. Dlatego mam tą przyjemność , że nie muszę robić wielkich wypraw do sklepu, ani przymilać się osobnikom płci przeciwnej, żeby się zlitowali i przycięli deseczkę. 
W dodatku odkąd zaglądam do stolarni stałam się badziej religijna :-) bowiem przed każdym włączeniem piły zmawiam zdrowaśkę, co by palca mi nie ucięło w szale tworzenia. Zatem same plusy, prawda?
Potem już tylko wieczór z farbami i tak oto powstały... muchomorki.



... potem powstały domki


 i więcej domków... 



 i jeszcze więcej domków...













 ...swoje miejsce znalazły moje wakacyjne zdobycze z niedzielnej graciarni w Jeleniej Górze



 Właśnie siedzimy i mamy prywatny koncert pewnej trzecioklasistki szkoły muzycznej. Powiem jedno, spokojnie możecie mi zazdrościć :-)


 ... nawet nasz nowy członek rodziny  Beza się zasłuchała...



 Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was, nie obiecuję poprawy, bo czyny... nie słowa.
Dlatego ściskam Was mocno i do szybkiego zobaczenia.