piątek, 31 sierpnia 2012

dziecko się nudzi...


Lato się kończy, niestety.
Od kilku dni zaglądam do szaf, przekładam powoli ubrania letnie do kartonów, a wyciągam jesienne "komplety".
Moja żabulinda postanowiła w tym bałaganie się nudzić i to tak natrętnie, że nawet lody czekoladowe nie pomogły.
Nudzi się i już, i  to z pretensjami, że nie mam dla niej nigdy czasu.
No to , chciał, nie chciał, zasiadłam nad kartkami papieru, klejem i rolkami po ręcznikach papierowych i powstały takie oto cudeńka.
A żeby wszystko było w morskim klimacie to podaję Wam też zdjęcia z morskiej wyprawy - nad wodą i po sklepikach.
Miłego oglądania :-)


























A to zdjęcia z wizyty u najlepszej gospodyni pod Słońcem ( zaraz po mojej mamie naturalnie:-)




P.S. To był chyba najdłużej pisany post w dziejach, właśnie dzisiaj dowiedziałam się bardzo boleśnie o powiększaniu przestrzeni na zdjęcia i inne pliki, zanim znalazłam rozwiązanie, rosół właściwie sam się ugotował.
 Pozdrawiam.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Brzydki flakon? No problem.

Witam.
Wczoraj byłam na spacerze z moją żabulindą. Upolowałyśmy  łąkowe kwiatki, bezwzględnie panuje żółty.
To dobra okazja, żeby pochwalić się moim flakonem na kwiaty.  Parę lat temu byłam w St. Ives, małym   nadmorskim miasteczku . W jednym z jeszcze mniejszych sklepików widziałam piękny dzban na kwiaty. Niestety nie kupiłam, po pierwsze ze względu na cenę, a po drugie, jak go zapakować do samolotu?
Nie poddałam się jednak, dokładnie sobie go obejrzałam, potem szukałam tylko sposobu wykonania i odpowiedniej wielkości dzbanka bazy. No i pewnego dnia za 4,90 kupiłam jakieś brzydactwo, a mój Dostawca Rzeczy Dziwnych poszedł na polowanie i przyniósł grube gałęzie i pociął je w talarki. Potem zadziałałam klejem silikonowym, a na koniec białą fugą i oto mam swój wymarzony wazonik.  Nie zrobiłam zdjęcia "przed", za to mam te "po", no i kwiatki, ja się zakochałam...






















Jeszcze tydzień do godziny "W", moja mała idzie do pierwszej klasy. Ciągle jestem w szoku kiedy patrzę na jej półkę, a tam zamiast lalek, stoją podręczniki. Mam wrażenie, że ja to dużo bardziej przeżywam niż ona sama, mam też tylko nadzieję, ze mi ten strach minie. Jak myślicie, minie? To moja pierwsza i na razie jedyna latorośl, która zaczyna bój o wiedzę, ona się cieszy, a ja ... 

Całe szczęście mam Was, pracę i perspektywę wyjazdu za dwa tygodnie do Stratford, nie mogę się doczekać,  byłam tam kiedyś wiosną, ale sobie myślę, że jesienią jest jeszce piękniej.
 
Tymczasem ściskam mocno.


piątek, 24 sierpnia 2012

Kurki, gąski i takie tam drobiazgi...

Oj, nie dane mi było ani Was odwiedzać, ani napisać...ponieważ albo byłam gościem albo gościłam. Mam już jednak dosyć podróżowania i marzę o tym, żeby posiedzieć w domu i myślę, że w końcu mi się to uda.
Kilka godzin temu wróciłam znad jeziora i mimo, że w domu Sajgon, zabrałam się za bloga. I przez najbliższe dni będę nadrabiać zaległości blogowe. Zaczynam więc...
Po pierwsze.
Agnieszka miałaś rację!!!! Zdjęcia z poprzedniego posta rzeczywiście były robione w Kowarach, kto wie może  naprawdę się spotkałyśmy :-) Postanowiłam podziękować Ci za  czujność i jeśli się zgodzisz się i przyślesz mi adres, to postaram się wysłać ci niespodziankę.
Po drugie.
Byłam też nad morzem, powstały też na tę okoliczność  podusie, którymi postaram się pochwalić w przyszłym poście.
Po trzecie.
Byłam na Jarmarku Dominikańskim... i chyba jestem rozczarowana troszeczkę. Ceny z kosmosu, na przykład, chciałam kupić sobie kolejny naparstek, pytam o cenę- 80 zł, naturalnie nie kupiłam,a kilkanaście metrów dalej znalazłam identyczny !!!! Kupiłam bez targowania, za 15 zł. Szok! Zajęłam się więc tylko oglądaniem... znalazłam też kilka drobiazgów za nie więcej jednak niż 10 zł.

Na razie tyle wyliczania.
Pokaże Wam dzisiaj tylko moje trzy małe obrazki, które zrobiłam jakiś czas temu, ale znalazłam dla nich w końcu ramki, chociaż były strasznie zniszczone, nie kombinowałam z nimi zbyt wiele, tylko pomalowałam, przetarłam i już. Aha, a mieczyki są z mojego ogródka, to chyba jedyne, co wyrosło w moim"Rezerwacie przyrody", czyt. " czyli w miejscu z minimalną ingerencją człowieka".

Zdjątka...








 A oto dowód na kosmiczne ceny na Jarmarku...




Cena w Mysłakowicach w graciarni- 3 zeta, na jarmarku 120 zł .
Dlaczego?  Jak ktoś płaci duże pieniądze za coś takiego, to chyba ma prawo wiedzieć coś więcej, niż tylko " bo to żółte szkło".


Obiecuję, że się teraz uaktywnię, bo mam wiele nowości do pokazania.

 Tymczasem pozdrawiam.

 Ściskam mocno, zwłaszcza moją siostrę i jej koleżanki z pracy  z Gdyni, Trzymajcie się kochane...

piątek, 10 sierpnia 2012

Pewne miejsce...

Wróciłam już do domu ale ciągle nie ogarniam tego wszystkiego, tu skubnę, tu pozaglądam, ale nadal niemoc ogólna mnie trawi, obiecuję solennie, że się wezmę, no, wezmę się...

 Żeby nie było, że będąc tam i siam próżnowałam to pokazuje kilka zdjęć.

Bywam tam zwykle latem i zawsze oprócz niewielkiej, ale bardzo ładnej starówki, zachwyca mnie jedna rzecz... drzwi.
 Mają taki klimat, jakby prowadziły do pałacu, a nie do czasami zaniedbanych kamienic. Chociaż wolałabym z dwojga złego żeby były nadal zaniedbane, bo co roku odnotowuję nadmierną troskę mieszkańców o wygląd miasteczka i piękne, moim zdaniem, drzwi zamieniają na niby nowoczesne plastikowe paskudztwa.
Postanowiłam więc kilka z nich uratować przynajmniej od zapomnienia, zanim ktoś nie zamieni ich na chińską tandetę. Ze względu na pogodę "złapałam" tylko kilka. Za rok mam nadzieję, dokończę dzieła, ale to będzie dłuższa wyprawa.
Swoją drogą, ciekawe, czy ktokolwiek z mieszkańców zdaje sobie sprawę, że mają takie skarby? Tam, gdzie ja mieszkam niestety "postęp" zrobił już swoje i takich cudeniek nie mamy. Dobra, kończę, pokazuję zdjęcia i uciekam.



















Ciekawe, czy która z Was poznaje to miejsce, rozwiązanie w następnym odcinku :-)
A teraz idę.. spać. Dobranoc.