Przepraszam za ciszę w eterze.
Dla siebie robiłam niewiele, jak zwykle niczego nie skończyłam, wszystko leży po kątach i czeka na dosłownie pięć minut, żebym mogła powiedzieć, że to już jest "done". Za to szyłam na pewną uroczystość bieżniki, dosłownie metrami, każdy nich miał około 2 m długości, a było ich dziesięć. Nie lubię szycia seryjnego, tutaj całe szczęście mogłam pokombinować z kolorami, to nie było tak źle. Takie same materiałki zakupiłam dla siebie,chodzi mi coś po głowie, może za niedługo coś Wam z nich pokażę ;-)
Potem dorobiłam lampiony, kolejne, ze słoików - tej zimy jadłam dużo śledzi :-) ( no, nie żebym miała zachcianki z powodu o jakim myślicie ;-)
Zdjęcia wyszły lekko ciemne, nic dziwnego, bo robione były w nocy, na kilka dosłownie godzin przed oddaniem biżnikow. Lampiony są w pastelowych, różowych i jasnozielonych kolorach, ale tu coś nie wyszło.
Zdjęcia jednak pokażę...
Marzę już o weekendzie, marzę o tym, żeby w domu samo sie posprzątało, ugotowało, a ja mogłabym sobie zasiąść przy książce, albo maszynie. Może jak to tu napiszę, to jakimś cudem marzenie się ziści, albo przynajmniej moja druga połowa po przeczytaniu tego posta zechce zrobić mi niespodziankę? ;-)
Kończę już, ściskam mocno. Papa.
Marzenia się spełniają i tego życzę, piekne rzeczy przygotowałaś;)))
OdpowiedzUsuńBieżniki cudne - pięknie dobrałaś kolory :)
OdpowiedzUsuńSpokojnego weekendu :)
Bieżniki są prześliczne :)
OdpowiedzUsuńFajnie dobrane kolory, wyglądają ślicznie, a marzenia się spełniają, kto wie, może w akurat w ten weekend ;)))
OdpowiedzUsuńŚliczności :)
OdpowiedzUsuńPiękne te bieżniki!Lampiony zresztą też:)
OdpowiedzUsuńale przepiękne słoiczki :)
OdpowiedzUsuń