niedziela, 21 października 2018

krzesło na ganek- projekt 0 zł

witajcie,
Gotowe na pożegnanie długiego lata? Czuję, że nadeszła już ta chwila, kiedy z tarasu ściągamy meble i ostatnie kwiatki. Trzeba znaleźć w zakątkach garażu fizelinę do przykrywania ogrodowych wrażliwców. A w domu? No cóż, zapas świeczek i lada dzień zaczniemy poszukiwać inspiracji świątecznych. Mimo, że za oknem niezbyt obiecująca aura, lubię listopad właśnie za to, że przymusowo zalegamy na kanapie z książką lub z dobrym filmem, kiedy zwalniamy jak misie, kiedy zaglądamy do lodówki i wymyślamy, co by tu smacznego... Jeszcze z jednego powodu lubię listopad, to czas kiedy cała rodzinka do siebie lgnie, jakoś nie chce się samemu siedzieć w pokoju i często zaludniamy salon na całe wieczory.  Wychodzi więc na to, że listopad jest najpiekniejszym miesiącem w roku, nieprawdaż? 
Może dlatego pokochałam zieleń oliwkową, za  nawiązanie do jesiennych barw. 
Ale od początku...
Dawno temu kupiłam obiciówkę, planu nie było, ale że wyprzedaż za grosze, to sie skusiłam naturalnie. Materiał sobie leżał, potem uszyłam poszewki na poduszki, a reszta nadal czekała ... Kiedy podczas grilla na działce u rodziców zaraz po przeprowadzce do noweg-starego domu usiadłam na krzesło, które od nastu lat stało w altance, poczułam, że muszę je zabrać. Bardzo trudno nie było, dostałam nawet dwa. Krzesła swoje odstały potem w piwnicy, aż... no właśnie zobaczcie same.



Mój debiut tapicerski.

Kiedyś wygladało inaczej, chociaż dosyć podobnie.





Siedzisko jeszcze sizalowe, nie zmieniałam go, dodałam troche otuliny, nowy materiał. 




Drewno oczyściłam i powoskowałam, ostatnio jakoś obraziłam się na farbę.





Od razu wiedziałam, gdzie będzie stało, w ganku jeden kącik aż się prosił o oldschoolowe krzesło.


Zielone, wygodne, za 0 zł. Czego więcej chcieć? 

Okno w ganku dostało roletę z materiału z sieciówki.
Mocowanie rolety na deseczce i sznurku, o czym już pisałam tutaj .



W tym roku mamy nowość, KALORYFER ! Uważam to za wielki krok w stronę cywilizacji :-)

Jeszcze kilka miesięcy temu nie cierpiałam wchodzić do domu, pusty i zimny ganek nie zachęcał nic a nic. Teraz jest zupełnie inaczej. Planuję jeszcze mały stolik, jak w stolarni nie będzie za zimno, to może niedługo coś wymyślę. 
A na razie ściskam was ciepło i do zobaczenia.





poniedziałek, 1 października 2018

kilka słów o pelargoniach

witajcie,
dzisiaj króciutko, bo chciałam napisać o pelargoniach,  tych najpiękniejszych, bo rabatowych, czyli w odmianie babcinej można rzec. 
Co roku wiosną postanawiam sobie, że tym razem spróbuję czegoś nowego, może bakopa, może komarzyca, a może werbena, i tak robię, ale na koniec sezonu wniosek jest zawsze ten sam, najlepsza jest pelargonia rabatowa i już.
Dlatego mam kilka przemyśleń i sposobów do wypróbowania, żeby długo kwitły i były bardziej odporne na warunki pogodowe.



Zacznę od końca, bo od przechowywania, bo to właśnie czeka nas w najbliższym czasie.

Pisałam już o nietuzinkowym sposobie "niezawracania- sobie-głowy-zimą", czyli 

 wyjąć z ziemi,


korzeń( jeszcze z ziemią)  luźno zawiązać w reklamówkę, tak, aby ziemia się nie wysypywała, ale też aby docierało do korzeni  powietrze,


i zawiesić w garażu "do-góry-nogami" aż do połowy lutego. 

Wtedy, mniemam, pelargonia dochodzi do wniosku, że trzeba odpocząć i zwalnia proces wegetacji do zera. Gałązki usychają, ale my się nie przejmujemy, bo rozumiemy, że pelargonia, jak kobieta, potrzebuje relaksu, tylko, że ona się marszczy i usycha w trakcie tego procesu, jednocześnie nie narzekając na swój stan, chyba...

W lutym mogą sie pojawić dzikie, wątłe gałazki, to znak, że można już działać, jak się nie pojawią, to pod koniec lutego i tak trzeba zacząć kolejny etap, 

Obcinamy łodygi na 8-10 cm i wsadzamy do donicy, stawiamy tam gdzie ciepło i dociera słoneczko oraz podlewamy wodą z odżywką do pelargonii. Ja stawiam swoje przy tarasie, gdzie słodko wygrzewa się nasz psiak.




Kiedy puszczą młode łodyżki, wzmocnią się, to możemy dokonać rozsady, czyli wyrwać delikatnie młode szczepki i wsadzić do ziemi. 
Po kilku tygodniach szczepki są już dosyć mocne i nadają się do wsadzenia do skrzynek. Ja w ten sposób odmładzam moje pelargonie, zawsze wsadzam kilka starych i kilka młodych krzaków. Niestety tego etapu zdjęć nie zrobiłam.



Jakie donice? Im większe, tym lepsze, spójrzcie proszę na te trzy donice, w każdej z nich jest dokładnie jeden krzak, największy krzak jest w największej donicy z dużą ilością ziemi. 
Ziemia też ma wielkie znaczenie, przy kupnie worek powinien być ciężki. 
My w tym roku kupiliśmy ciężki worek, bo leżał na deszczu :-) Niestety już przy sadzeniu pelargonii czułam, że ziemia jest słaba i miałam rację, szybko wysychała, jedynie w dużych donicach dawała jakoś radę, natomiast w skrzynkach wiszących kwiaty mdlały, mimo częstego podlewania.

Na półeczkach widzicie krzaczki, które maja bardzo mało ziemi i niestety już nie są takie bujne, a raczej baaardzo mizerne. 

Odżywianie, to kolejna kwestia. Jeżeli mamy donice wystawione na zewnątrz, gdzie woda deszczowa dostaje się do skrzynek, to dobrze jest stosować nawożenie jednorazowe, sezonowe, które polega na wymieszaniu ziemi z taką odżywką, lub jest w postaci pałeczek, wasz wybór.
Ja bardzo lubię podlewać, zwłaszcza na początku, gdy ładnie rosną, dlatego używam odżywek do codziennego  podlewania. 
Pelargonia kocha słońce, uważam,  że w przypadku rabatowych to mit, przynajmniej u mnie. Południowa wystawa im nie służy, a najlepsze krzaczki mam po stronie wschodniej, czyli tam, gdzie nie ma zbyt mocnego słońca, lub przy ścianie, gdzie tego słońca jest zdecydowanie mniej.

Pelargonia kocha skubanie, i to akurat moim zdaniem jest prawda, przekwinięte kwiatostany zrywamy, aby nie zabierały niepotrzebnie składników odżywczych młodym przyrostom. Poza tym, szczypanie starych listków pobudza roślinę do wzrostu i krzaczek jest coraz gęstszy. 

W przyszłym roku do skrzynek raczej rabatowych nie posadzę, bo na początku sezonu dawały radę, ale upały mocno je nadwyrężyły i już nie są takie zdrowe i ładne.  Jednak specjalnie dla nich kupiłam dużo dużych donic i zapewne w przyszłym roku właśnie tam wylądują, tym bardziej, że ten rodzaj pelargonii dostałam od mamy z 15 lat temu i uważam, że sa najpiękniejsze. 
Jakie są wasze przemyślenia? Lubię do was pisać, ale szkoda, że wy nie piszecie do mnie. Trochę mi brakuje tej interakcji.
 Dlatego odezwijcie się kochane. 
Pozdrawiam.